Jakość produktów
Mecz Inwestor vs Wykonawca 0:0.
Dokąd nas zaprowadzi bezwzględna krótkowzroczna walka w oparciu o obniżanie ceny?
Polska kocha futbol. Niemalże każdy mecz to emocje, widowisko, dbałość o fair play, nadzieje, czyjaś wygrana, satysfakcja, coraz większe pieniądze. I biznes się kręci.
Prawdziwy biznes producentów reklam też się kręci, ale czy zmierza w dobrym kierunku? Jest gra między Klientem a Wykonawcą (producentem reklam), są emocje, nadzieje. Nie zawsze jest jednak fair play oraz wygrana i satysfakcja Klienta…, bo pojawia się „żółta kartka” – kryterium najniższa cena.
Szanowni klienci, wiemy że miernikiem oferty stała się cena, zatem kategoria twarda, namacalna, ekonomiczna. Na drugi plan schodzi jakość. Choć mamy świadomość, że niższy wydatek wiąże się z podwyższonym ryzykiem to zbyt często dajemy się zmanipulować magicznemu wpływowi ceny. Nie zawsze ci, którzy tak twardo negocjują cenę produktu patrzą wieloaspektowo na konsekwencje wypływające z jej obniżania. Warto się im przyjrzeć bliżej. Co się dzieje kiedy po wyszukaniu kilku wykonawców naciskamy na obniżanie ceny, sugerując, że wygra ten, kto zaoferuje najniższą? Na co się narażamy? Pozwolę sobie odnieść się do kilku przykładów z naszego życia i doświadczenia zawodowego.
Przykład 1
Przyjeżdżamy z montażem pylonu cenowego do klienta. Usługa obejmuje również demontaż pylonu wyprodukowanego przez firmę konkurencyjną. Klient patrząc na nasz nowy pylon mówi, że absolutnie nie spodziewał się takiej jakości. Porównywał ofertę naszą z firmą, która 2 lata wcześniej oznakowała mu stacje paliw. Oferty były podobne, nasza obsługa lepsza, klient postanowił zaryzykować. Nie spodziewał się takiej różnicy, myślał, że wszystkie pylony wyglądają tak samo.
Przykład 2
Przed montażem naszego nowego pylonu cenowego, mamy zutylizować pylon wykonany przez firmę konkurencyjną 2 lata temu, czyli nie stary. W środku konstrukcja nośna nie spełniająca norm budowlanych, diody najsłabsze, niemarkowe, już nieświecące. Nasi konstruktorzy łapią się za głowę, gdy widzą szkielet konstrukcyjny, a jakość podzespołów nieakceptowalna. Nie ma się co dziwić, że klient po 2 latach robi nową inwestycję. Tym razem podkreśla, że szuka jakości.
Przykład 3
Klient ma do oznakowania sieć stacji paliw. Postanawia zrobić konkurs i oznakowanie jednnej stacji zleca nam, drugą stację zleca firmie konkurencyjnej. Potem ma nastąpić ocena. Pozornie obie stacje wyglądają tak samo, bo wykonane według Księgi Znaku.
Tylko pozornie.
- U nas wybrzuszenie otoku reklamowego wynosi 10cm, w firmie konkurencyjnej wykorzystana jest tylko sprężystość blachy i elipsa nie przekracza 3cm.
- U nas -led tuby są barwione w masie, w firmie konkurencyjnej led tuby są wyklejane.
- U nas pylon cenowy ma pięknie wyprofilowaną i wybrzuszoną elipsę paneli pylonu (10cm), konkurencyjny pylon prezentuje panele wygięte tylko w 3-centymetrowy łuk.
- Nasz otok zachowuje sztywność, jest niepofałdowany bo wykorzystujemy blachę aluminiową walcowaną o grubości 1,5- 2mm, w konkurencji aluminium ma tylko 1mm grubości i nie jest walcowane, wiec miejscowo faluje.
- Do tego różnica w wyświetlaczach, diodach i konstrukcji nośnej.
Prawie to samo, ale prawie robi różnicę, którą na pewno zaobserwujesz w czasie użytkowania i starzenia się reklamy.
Podobnych przykładów jest całe mnóstwo. Klienci rzadko mają świadomość poprawności wykonania reklam pod względem estetyki i technologii. Reklamy zewnętrzne zamawia się zwykle raz na kilka lat, więc tylko doświadczony dział zakupów czy marketingu dostrzega różnice, nauczony na wcześniejszych błędach lub perfekcyjnej realizacji. Trzeba również pamiętać, że tak jak w wielu dziedzinach i w reklamie funkcjonują trendy, moda. „Kaseton” to produkt z kategorii vintage, nawet nowy będzie zawsze wyglądał staro, niemodnie. Dlatego ważne jest, by naprawdę dobrze wybrać firmę, która wykona dla nas oznakowanie, bo albo reklama będzie cieszyć nasze oko dzień po dniu, przez długie lata albo będzie zmorą.
Szanowny Kliencie, zastanów się, czy dokonując wyboru według najniższej ceny (nie zważając na trwałość, jakość, design i samą firmę) nie strzelasz sobie „samobója”.